Z mych głębokich ciętych ran
Wypływa czarna gęsta krew
Siedząc sam wśród pustych ścian
Warcze z bólu jak poległy lew
Nie chce być na miejscu ludzi
Których budzi nocą własny krzyk
Każdy z nich swe życie za dnia brudzi
Nocą słychać tylko makabryczny ryk
Każda rana mnie jak ogień parzy
Nie staram się już ich zacierać
I tak nikt was nie kojarzy
Co mnie znów zaczyna zżerać
Jestem na tym świecie unikatem
Który zwykłych ludzi wciąż urzeka
Co Dzień witam się z horrendalnym katem
Który by mnie zabić ciągle zwleka
Krew po mojej twarzy spływa
Łzy się dawno wyczerpały
Deszcz mi krew z policzków zmywa
Uwierz widok jest wspaniały
Bol mi nocą nie pozwala spać
Wciąż mi serca w pół rozrywa
O które już przestałem dbać
Słowo z klatki je wyrywa
Nie pomoże mi remedium
Kiedy w końcu mnie dopadnie kat
Poczuje do wszystkiego odium
Kiedy ten opuszczę świat
Gdy pokonam wszystkie fobie
I już spocznę w swoim grobie
We śnie powiem dzięki Tobie
Że spuszczoną głową pójdę sobie.